Prawie 7 lat temu opisałem pewne zdarzenie (25.10.2007) wzięte z życia człowieka który był ŚJ i w pewnym momencie życia, „poszukał” rozwiązania aby przestać nim być, ale nie bardzo wiedział jak do tego doprowadzić. Co było wcześniej pisałem o tym tu między innymi …:
„R. urodził się w rodzinie świadków Jehowy i sam mówi, że poznał ich jak niewielu mając dziś blisko 40 lat widział różne rzeczy które się działy w organizacji. Chrzest przyjął mając ok 22 lat to dosyć późno, już „musiał” często słyszał uwagi pod swoim adresem kiedy się zdecyduje przyjąć chrzest. Ponieważ cała najbliższa rodzina to świadkowie Jehowy ……….a można go przyjąć kiedy człowiek samodzielnie tą decyzję co do chrztu jest w stanie podjąć. Obserwatorzy z zewnątrz nie zawsze to dokładnie potrafią ocenić, kiedy formalnie zostaje się świadkiem Jehowy i często ktoś błędnie jest uważany w opinii ludzi z poza członków tej społeczności religijnej za świadka Jehowy a faktycznie nim nie jest”.
Co było dalej…… Aktualnie nadal R. jest poza organizacją w międzyczasie przeszedł bardzo dramatyczne przeżycia. Nie ma ochoty na powrót do organizacji. Nie odczuwa absolutnie takiej potrzeby. Dlaczego? Widzi jakie straszne spustoszenie w psychice Świadków Jehowy czynią ich absurdalne i oderwane od życia poglądy. Przeszedł różne koleje losu i to w pełnym znaczeniu tego słowa: nieodpowiednie (delikatnie powiedziane) towarzystwo. Ledwo uszedł życiem. Uregulował swoje życie, nie jest teraz alkoholikiem, zmienił środowisko znalazł dla siebie cele życiowe, pracuje i czuje zadowolenie z tego co robi. Wcześniej miał próby samobójcze i brak ochoty do życia. Był zupełnie nieprzystosowany do życia w społeczeństwie, komu ufać a kogo unikać. Szukał swego miejsca na ziemi.
Wszystko wskazuje na to, że najgorsze ma za sobą. Ma problemy nadal, życie niepoukładane od strony osobistej. Nieudane małżeństwo w organizacji i to nadal się ciągnie, ale widać, że mimo to jest znacznie lepiej jak było. Jest z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc lepiej. Wie czego chce, ma plany. Tego wcześniej nie było. W organizacji życie ma wymiar stałej tymczasowości, bo niedługo będzie koniec – Armagedon. Przeżywają to latami i dziesiątkami lat, a zapowiadany Armagedon nie nadchodzi i „życie ucieka przez palce”. Nic warto robić do niczego zmierzać, bo niedługo będzie koniec, a życie ma się koncentrować wokół spraw duchowych. Polega to w praktyce na realizacji celów organizacji. Wszak tego chce Bóg, od swoich sług. Człowiek zauważa absurdalność takiego nastawienia. Jak to szybko zmienić? Jak zacząć żyć mówią normalnie, oczywiście trzymając się zasad, które określają takiego jako to „dobry człowiek”, lub to „porządny człowiek”. Zmienia stopniowo swoje podejście do zwykłych spraw życiowych i potrafi się cieszyć ze zdobywania umiejętności wcześniej nieznanych i będących tylko nieosiągalnym marzeniem. „Poznał komputer”, umie się nim posługiwać, co wcześniej było tylko marzeniem. Ma teraz dostęp do informacji. Nawet potrafi pomóc innym i chętnie to czyni. Zmiana środowiska i zamieszkania bardzo mu w tym wszystkim pomogła. Zdarzają się różne chwile i dni oraz problemy, ale zawsze potrafi sobie z tym poradzić. Jest już innym człowiekiem ale nie związał się z żadną zorganizowaną organizacją religijną. Nie można więc przypisać to co się stało w jego życiu, do zasług wiernym w jakieś religii.
Opisane powyżej przeżycia nie odzwierciedlają w pełni wszystkich okoliczności, przeżyć R, jego rozterek, rozczarowań a także w pełni stanu emocji i samopoczucia w każdej części jego życia. Tego nie da się opisać aby dać całkowity obraz sytuacji. To tylko wąskie wycinki z jego życia. Jego przeżycia jednak nasuwają mi pewne skojarzenia. Jakie? Świadkowie Jehowy chętnie opisują, jak to jakiś człowiek zmienił się pozytywnie po „poznaniu prawdy”, czyli po zetknięciu i nawiązaniu kontaktu ze Świadkami Jehowy. U R. było odwrotnie, bardzo źle wspomina okres kiedy był Świadkiem Jehowy. Czyli jego przeżycia ukazują coś innego dla wiernych w tej organizacji.